Powiedziałabym, że od ostatniego weekendu na VIII Dniach Hanowerskich w Kunowie, przełykam łyżkę dziegciu, ale mam wrażenie, że to jednak cała chochla. Zdecydowanie jestem rozczarowana, ale przede wszystkim zawiedziona. Od lat wspieram rozwój hodowli koni Hanowerskich w Polsce, podziwiam Martę Roszkiewicz za ogrom pracy jaki wkłada w tworzenie w swoim ośrodku, imprezy dla hodowców Związku Hanowerskiego. Jednak mam wrażenie, że Związek wciąż w nas nie wierzy. Organizacyjny zakres i wkład jest mikro, w porównaniu z tym co dokładają hodowcy z prywatnej kieszeni. Czy Związek tak naprawdę nie chce tej imprezy? Tego nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że jest mu dobrze tak jak jest: hodowcy chcą żeby było lepiej, więc sobie o to sami zadbają, a my udawajmy, że wcale nie jesteśmy największym i pewnie jednym z bogatszych Związków Hodowlanych na Świecie.
Osobiście bardzo lubię personalnie sztab ludzi, który tam pracuje. Wszyscy zawsze są mili i pomocni, ale dlaczego mimo ogromnego zaplecza biura w Verden, nie można stworzyć poprawnie katalogu? Czemu nikt nie ma czasu na zrobienie prostych list startowych? Dlaczego nadal nie ma regulaminu imprezy żebyśmy chociaż wiedzieli na jakich zasadach będzie się odbywać w tej edycji? Bo zasady zmieniają się co rok i zależą od tego kto jest w Komisji i co na „kolanie” ustali. Mimo, że w katalogu rozpisana jest klasa klaczek ujeżdżeniowych to na dekoracji okazuje się, że jednak jej nie ma. W zakresie list startowych bez zmian - jak nie było tak nie ma nadal, albo pojawiają się rano na drzwiach stajni informując, że nastąpiła zmiana kolejności i startujemy 3h wcześniej.
Moją elastyczność przerosła też sytuacji z próbą dzielności, gdzie nawet Komisja nie wiedziała ile klaczy będzie prezentowanych w skokach luzem. Na pytanie, o której zaczniemy pokazywać konie pod siodłem, bo musimy mieć plan czasowy na rozprężenie, w odpowiedzi usłyszałam, że jest nas tak mało, że możemy się dogadać. Zgadnijcie jak nam szło „dogadywanie się” na rozprężalni zalewanej potokami burzy z alertów RCB. A jak już nawet coś skleiliśmy to nagle okazało się, że nie wchodzimy dwójkami, a pojedynczo mimo, że start w parach było jedną z niewielu zasad przekazanych przez Komisję.
Musielibyście widzieć moją minę, gdy na koniec postawiłam się i powiedziałam, że nie zostawimy na rozprężalni samego, ostatniego konia (3 latek na pierwszym wyjeździe z domu) i wejdziemy razem na halę. Po wejściu naszej pary z głośników usłyszałam, że decyzją komisji mogą być jednak dwa konie na hali bo ONI dbają o młode konie. A wszystko po to by już po chwili, po prezentacji mojej klaczy, poprosić mnie o opuszczenie hali w momencie, gdy 3 latek rozpoczął swój przejazd. Postępowałam w środku…
Nigdy nie wiadomo też kiedy ktoś przyjdzie z gotowym czipem do wstrzelenia Twojemu źrebakowi, nie mówiąc już, że opis klaczy do księgi odbywa się na podobnej zasadzie. Bardzo zależało mi na dobrej prezentacji klacz, bo przecież ta ocena zostanie z nią całe życie. Ale ostatecznie przedstawiona została brudna, bez koreczków, w boksie. „Shame on me”, bo nie wiedziałam, że ta kwestia przesunie się aż o dobę.
Od 16 lat jestem co roku w Kunowie. Widzę jak rozwija się ta impreza i jak przybywa zainteresowanych nią hodowców. Wspaniale! Tylko moim zdaniem Związek musi trochę bardziej uwierzyć w Polski rynek i chcieć w nim istnieć. Nie wiem jak długo Polacy mają udowadniać, że warto. Imprezy hodowlane w naszej ojczyźnie w mgnieniu oka wskoczyły na bardzo wysoki poziom. Jeżdżąc nawet po dużo większych wydarzeniach, dawno nie spotkałam takiego chaosu i dezinformacji. Regulaminy, kolorowe katalogi, dokładne godzinowo listy startowe, na bieżąco aktualizowane informacje o wydarzeniu na internetowych portalach, to już norma. Teraz Czempionaty prześcigają się w wymyślaniu dodatkowych elementów do zachęcenia hodowców, a Związek Hanowerski pewnie tylko pyta Marty czy już wszystko gotowe.
Na koniec jeszcze dodam, że moje konie i ekipa zrobili wszystko co było możliwe, by osiągnąć wspaniałe wyniki. Be in love dostała premię hodowlaną, Sacre Coeur była najlepszą klaczką ujeżdżeniową (w ogólnej klasyfikacji źrebiąt ujeżdżeniowych była trzecia) i zdobyła tytuł „Gold Medal Foal”. Tuż za nią uplasowała się i uzyskała ten sam tytuł, moja Fleur. Także nie, tu nie chodzi o złe wyniki! Tu chodzi o to, że dla mnie ta wystawa jest najważniejszą w roku. Chcę dobrze zaprezentować owoce mojej pracy i mieć czas się przygotować. Ale równie bardzo chciałabym po prostu cieszyć się braniem udziało w tym wydarzeniu i możliwością jego przeżywania. Po to hoduję konie, by mieć radość z ich posiadania i spędzania z nimi czasu, a nie stania w gotowości przez dwie doby, w oczekiwaniu na kolejny pomysł zmian Komisji. Żeby tak było potrzebny jest wcześniej ustalony plan, a mam wrażenie, że tegoroczna impreza w Kunowie doskonale pokazuje, że Związek Hanowerski planu do zaoferowania nam nie ma żadnego… Ani na to wydarzenie, ani na przyszłość… Oj, jak bardzo chciałabym się mylić!