No i przyszła pora na rozpostarcie skrzydeł i wylot z gniazda. Helatio dziś po raz pierwszy od urodzenia wyjechał ze stajni i trafił do miejsca pełnego nowych koni. Stanął na łąkach po horyzont i widać było, że jest niezbyt zainteresowany pozostawianiem mnie przy bramie. No ale nowi kolesie w stoickim spokoju już zmierzali w jego kierunku całą watahą. Oglądał się wciąż czy aby na pewno jestem, czy stanę w jego obronie, czy nie zostawię go samego... Nagle otoczyło go stado jego rówieśników. Zdziwiony stał jak wryty pozwalając się obwąchać. Wszyscy nowi koledzy bardzo zainteresowani nowym przybyszem okazali się sympatyczni i przyjaźnie nastawieni. Gdy ruch tabunu zawrócił z powrotem w głębię rozległych łąk Helatio nieśmiałymi kroczkami ruszył za nimi. Łzy napłynęły mi do oczu gdy stawał co rusz i pytającym spojrzeniem wydawał się mówić: "A ty nie idziesz? No chodź bo sobie pójdą!". Mam nadzieję, że zrozumiał odpowiedz moich gestów: "No idź! Ja zostaję... Zobacz jak tu jest wspaniale! Spotkamy się znów zimową porą..."