O 5 rano obudził mnie telefon: "Pani Agato dzwonię od pół godziny! Mamy chłopaka! Kary - zupełnie jak Helatio!". Zaspana przetarłam oczy - dotarło do mnie... Grande się oźrebiła!!! Tyle jej pilnowałam, a tu proszę... Poskładałam szybko myśli i zdołałam wreszcie zadać jakieś logiczne pytanie: zdrowy? Głos w słuchawce odpowiedział: "Strasznie bystry, kontaktowy. Wszystko bardzo dobrze idzie! Zaczyna wstawać!". Uśmiech pojawił mi się na twarzy i przykleił do niej tak silnie, że gdy jechałam do stajni miałam już zakwasy na policzkach. Wpadam biegiem w korytarz klaczy, odtworzyłam drzwi i szukam.... Grande swoimi gabarytami zasłoniła wszystko. Przeskoczyłam jej pod szyją i... jest! Leży zwinięty w kuleczkę, prześliczny, szlachetny i kary... Oglądam bliżej i oczom nie wierze! Klon Helatio! Taka sama odmiana na pysku, dwie skarpetki na zadnich nogach tej samej wysokości i ta przecudna maść. Niesamowite...
Nie mógł jeszcze dźwignąć swojego ciałka w górę - pomogłam mu. Znalazłam też razem z nim źródło mleka. Dopiero gdy w próbie położenia fiknął koziołka i zasnął mogłam usiąść w drzwiach stajni i pomyśleć... Nowe życie zawsze wzbogaca świat o wiele wartości. Przepowiada liczne emocje i daje nadzieję. Zamyślona obserwowałam Helatio w oddali, na łące. Bracia... Tacy sami... To musi być dobra wróżba... Marzę by zobaczyć ich razem w przyszłości: szczęśliwych, pięknych młodzieńców zachwycających swoją wyjątkowością. Nagle z nostalgii wyrwało mnie cichutkie rżenie... Rżenie małego Diverso, garnącego się niecierpliwie do stawienia czoła kolejnym minutom swojego życia.