Wczoraj podjęłam jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu... Pozwoliłam odejść mojej ukochanej La Grande E. Pierwszej klaczy hodowlanej, z którą tworzyłam wspólnie życie przez ostatnie 16 lat. Po niefortunnym upadku, nie udało się już jej stanąć na nogi. Najprawdopodobniej uszkodziła partie miedniczną, a zad prawie w ogóle przestał funkcjonować. Obiecałam jej bardzo dawno temu, że biorę odpowiedzialność za jej życie na zawsze. I choćby było to wbrew mnie to nie dopuszczę by żyła w bólu… Pozwoliłam więc jej odejść na wieczne zielone łąki, gdzie mam nadzieję, bryka już radośne z pozostałymi końmi, które żegnałyśmy razem. Wraz z La Grande umarła na zawsze część mnie… Odeszła w zapomnienie beztroska dawnych lat, radość z pierwszych przywitanych źrebiąt, wspomnienia ciepłych dni gdy jadłam obok niej śniadanie na trawie, uczucie skostniałych rąk gdy pompowałam dla niej wodę ze studni w mojej pierwszej stajni i ten cały świat, który razem budowałyśmy aż do dzisiaj… Choć z naszej dwójki zostałam tylko ja to nigdy nie odpuszczę celi i marzeń, które stworzyłyśmy… Nie bój się Grande, będę pilnować Koni Jak Malowanych tak jak ty to zawsze robiłaś! A gdy kiedyś przyjdzie nam się spotkać to będziesz ze mnie dumna! Poznam cię po tym donośnym rżeniu, nigdy go nie zapomnę!