Książkowe 3 dni minęły - czas rozprostować nogi. Cztery ściany boksu już pękały w szwach od bryków Helatio. Wczoraj dostał czerwony, maleńki kantarek i nawet nie protestował za wiele przy noszeniu go. Fantastyczne słońce i najwyższa temperatura od początku roku sprawiły, że krok za kroczkiem poszliśmy na padok przed stajnie. Dziwne to było uczucie pod kopytkami Helka - demonstrował to idąc ostrożnie i wysoko unosząc nóżki. Mama jednak sprawiła, że wszystkie strachy zniknęły. I nagle otworzyły się oczy, a przed nimi... zielona przestrzeń... Nieśmiałe parę kroczków by sprawdzić czy to aby nie żart, czy Mama pozwoli. Coraz dalej i dalej... Po paru minutach okazało się, że zabawa jest fantastyczna. Im szybciej tym lepiej... Im ostrzejsze manewry tym ciekawiej... Im szersze kółka wokół Mamy tym piękniej... Parę upadków wydawało się nie zauważalnych.
Myślę, że ten dzień, choć męczący pozostanie w pamięci Helatio. Bowiem od pierwszego promienia słońca, jaki złapała jego źrenica, wszystkie zmysły, już zawsze będą prowadzić go na zieloną łąkę...