2013.04.02 Pierwsza doba Quaterimo

2013.04.02 Pierwsza doba Quaterimo

Dodaj do porównania
Zapytaj o produkt:

Jeżeli powyższy opis jest dla Ciebie niewystarczający, prześlij nam swoje pytanie odnośnie tego produktu. Postaramy się odpowiedzieć tak szybko jak tylko będzie to możliwe.

E-mail:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Pytanie:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
pola oznaczone - To pole jest wymagane do złożenia zamówienia. - są wymagane
Poleć ten produkt:

Jeżeli chcesz poinformować swojego znajomego o koniu, który Twoim zdaniem może go zainteresować, skorzystaj z poniższego formularza.

Do:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Możesz podać więcej adresów e-mail, rozdzielając je przecinkami
Podpis:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Treść:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
pola oznaczone - To pole jest wymagane do złożenia zamówienia. - są wymagane
PEŁEN OPIS

     Dziś jest już 7 kwietnia 2013 roku, ale tych wydarzeń nie zapomnę jeszcze długo...

     Roschana szykowała się do porodu już od jakiegoś czasu. Źrebna Quaterhall (Quaterback x Donnerhall) kilka razy podniosła przedwczesny alarm. Nadal jednak typowe objawy przedporodowe nie były mocno nasilone. Postanowiła jednak zrobić mi psikusa na Prima Aprilis. Wchodząc rano do stajni na „przegląd” byłam już pewna, że to dzisiaj. Tak jak stałam, jeszcze przed Świątecznym, rodzinnym śniadaniem, tak usiadłam na snopku koło boksu i czekałam. Objawy były tak nasilone, że byłam pewna, że to kwestia godziny, może dwóch. Czekałam, czekała, czekałam i... nic. Generalnie koło południa dotarło do mnie, że jestem głodna w jeden z najbardziej „obżartych” dni roku. Stajenny poratował mnie kanapką z sałatą i to by było na tyle z pysznego, Świątecznego jedzonka... Byłam pewna, że jeśli tylko opuszczę stanowisko na godzinkę to Roschana właśnie na to czeka. Bałam się jednak zostawić ją bez nadzoru. Pierwszy raz rodziła w mojej stajni, a jej brzuch wskazywał, że urodzi giganta. Obawiałam się problemów podczas akcji porodowej. Przesiedziałam całą noc w pokoiku stajennym wstając do niej co rusz. Za każdym razem patrzyła na mnie zdziwiona, przeżuwając najspokojniej w świecie sianko. No fajnie... Kolejny dzień minął podobnie z tym, że stwierdziłam, że nie mogę umrzeć tu z głodu i brudu więc pojadę na godzinkę do domu coś zjeść i się wykąpać. No i oczywiście spełniły się moje wszystkie obawy. Gdy już zbierałam się do ponownego wyjazdu do stajni zadzwonił telefon: „Roschana rodzi! Jedź bo ja nie wiem co robić!”. Głos koleżanki był przesycony przerażeniem, w tle słyszałam stękanie klaczy, a moja wyobraźnia podrzucała mi obrazki z piekła rodem. W kilka minut byłam w stajni. Ogromne łopatki źrebięcia były już na wierzchu, matka była cała mokra i bardzo zmęczona. Pomogliśmy jej trochę. Źrebię urodził się 2 kwietnia 2013 o godzinie 19.20.

     Maluch od razu zaczął się niecierpliwić. Jeszcze dobrze nie „rozebrałam” go z charakterystycznej, białej błony a on już próbował wstawać. Był bardzo silny i duży. Szczególnie rzucały się w oczy długie, nawet jak na źrebaka nogi oraz szeroka klatka piersiowa. Dopiero po chwili mogłam skupić się na szczegółach: ogierek, cały kary za wyjątkiem koronek na obu zadnich nogach i białych tylnych kopyt, ładna głowa i nad wyraz długa grzywka i ogonek. Cudeńko!

     Podczas kiedy zmęczona mama odpoczywała po porodzie maluch stwierdził, że nie ma co tracić czasu tylko trzeba działać. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego: za drugim podejściem do poderwania tyłka z ziemi stanął na równe nogi. Szok! Następnie postanowił, że to jest odpowiednia dla niego pozycja i po chwili nawet podsypiał na stojąco. Absolutnie nie zamierzał się położyć. Strasznie silny chłopak!

     Tymczasem my, oparte o drzwi boksu i wlepione wzrokiem w każdy ruch źrebaka, zaczęłyśmy zastanawiać się nad imieniem. Nie łatwo jest znaleźć coś na „Q”. Ostatecznie maluch został nazwany „Quaterimo”.

     Roschana spisała się świetnie. Dała z siebie 200%. Jest bardzo dobrą matką, niezwykle opiekuńczą, doświadczoną, może ciut zbyt zaborczą. Ludziom źrebię pokazuje chętnie, ale inne konie nie mogą nawet przejść korytarzem. Maluch z kolei bardzo chwyta za oko i ma przyjacielski charakter. Na wszystko reaguje zaciekawieniem i nic go nie rusza. Po czterech dniach od porodu nie ustaje w zaczepkach do zabawy i szalonych brykach wokół matki. Teraz czekamy tylko na pierwszy spacerek (miejmy nadzieję, że pogoda szybko na niego pozwoli). Tymczasem sezon hodowlany w naszej stajni, oficjalnie uznaję za otwarty! Dla mnie rozpoczął się dużym sukcesem, za który z całą pewnością mogę uznać Quaterimo!

pixel