Wszystkie źrebaki po Grande cechuje bardzo dobry charakter. Są grzeczne, spokojne i układne. Łatwo się uczą i chętnie akceptują nowe wyzwania. Bardzo towarzysko reagują na człowieka i szybko orientują się jak go nakłonić do pieszczot. Myślę, że jest to duża zasługa tak dobrej matki jaką jest Grande. Ona sama pokazuje im swoim zachowaniem, że nie ma czego się bać w życiu bo człowiek tylko czeka żeby wyratować ze wszelkich „opresji”. Źrebaki ufnie podążają jej tropem. Jednocześnie jednak staje się ona dla nich tak wielkim autorytetem i ostoją, że nie opuszczają jej ani na krok. Są bardzo z nią zżyte. Wiem, że każda więź między matką a dzieckiem jest czymś niezwykle silnym, ale w tym wypadku widać to jeszcze bardziej. Gdy stadko źrebaków już dawno nie myślało o swoich mamach i brykało w drugim końcu padoku, Starling nadal trzymała się jak najbliżej Grande. Niektóre z maluchów pozwalały się nawet zostawić na godzinę bez matek. W tym przypadku nie wchodziło to w grę. Bałam się więc bardzo co to będzie przy odsadzaniu Małej...
Dwa dni temu minęło równe 6 miesięcy od urodzenia Starling. To był ten dzień! Robiąc bardzo szybką akcje wprowadziliśmy ją do boksu, a Grande, błyskawicznie zapakowana do przyczepy pojechała do innej, pobliskiej stajni. Gdy nawoływania matki zamilkły gdzieś w oddali, Starling stwierdziła , że czas przemeblować w „mieszkaniu”. Przekopała calutką ściółkę w boksie. Ale gdy pojawił się obiad wszelka niepewność znikła. Mała jest bowiem ogromnym łasuchem i chyba stwierdziła, że samemu to nawet może być nawet fajnie bo wreszcie nikt nie będzie podbierał jej porcji.
Na drugi dzień Starling brykała już wesoło na padokach wraz ze swoją przyjaciółką Sarabi. Cała akcja zakończyła się szczęśliwie. Był tylko jeden szczegół, który nie dawał mi spokoju. Zagwizdałam... Starling podniosła głowę. Oczom nie wierze! Zagwizdałam drugi raz... Ruszyła galopem w moją stronę z tym samym, cieniutkim, dziecięcym rżeniem...