Bardzo wyraźnie odczuwam ostatnimi czasy, że jestem gdzieś pomiędzy „W marcu jak w garncu”, a „Kwiecień – plecień...”. Eh... Pogoda jest bezlitosna w swoich psikusach i bardzo uparcie zsyła nam różne ciekawe zjawiska atmosferyczne. Gdy ostatnio obsypała mnie gradem, przy pięknym słońcu, stwierdziłam na głos, że to już jest gruba przesada! Nie wiem czy dotarło, czy cokolwiek przemyślała, ale kilka dni później otrzymaliśmy przepiękny dzionek. Fantastyczne słoneczko grzało milutko, lekki wiaterek muskał twarz, a jasne niebo stało się cudnym tłem do zdjęć. Nic tylko ubrać się pod kolor i wyjść z hali :)