2012.03.02 - "Śliczne kucątko"

2012.03.02 - "Śliczne kucątko"

Dodaj do porównania
Zapytaj o produkt:

Jeżeli powyższy opis jest dla Ciebie niewystarczający, prześlij nam swoje pytanie odnośnie tego produktu. Postaramy się odpowiedzieć tak szybko jak tylko będzie to możliwe.

E-mail:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Pytanie:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
pola oznaczone - To pole jest wymagane do złożenia zamówienia. - są wymagane
Poleć ten produkt:

Jeżeli chcesz poinformować swojego znajomego o koniu, który Twoim zdaniem może go zainteresować, skorzystaj z poniższego formularza.

Do:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Możesz podać więcej adresów e-mail, rozdzielając je przecinkami
Podpis:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
Treść:
To pole jest wymagane do złożenia zamówienia.
pola oznaczone - To pole jest wymagane do złożenia zamówienia. - są wymagane
PEŁEN OPIS

     Rok temu... trochę cieplej, może z miesiąc później... Telefon: „Tu fundacja pomagająca koniom. Mamy 20 sztuk w stadzie welshy. Dowozimy wodę ale nie mają co jeść... Rolka słomy starcza na dzień, dwa dla tych co najsilniejsze w stadzie. Najgorsze jest to, że... zaczynają się źrebić. Moglibyście pomóc i wziąć je na przechowanie?”. Odłożyłam słuchawkę z niedowierzaniem. Pseudo hodowca wyjechał za granicę zostawiając na powierzchni mniejszej niż hektar, z piaskowym podłożem, bez dostępu do wody, ok 20 koni... Co silniejsze pewnie dadzą radę przy pomocy fundacji, ale te słabsze?

     Nagle odezwał się charakterystyczny brzęczyk mojego komputera obwieszczający nadejście maila. Otwieram i oczom nie wierzę. Siwy kuc, ze wszystkimi żebrami na wierzchu i z miednicą obleczoną wyłącznie skórą. Pokazowy szkielecik dla studentów. Ale żeby tego było mało przy niej stało małe, „kolorowe” kucątko. Nóżki malowane ponad stawy, wielka latarnia na głowie, słodki puszek zamiast sierści i szczupaczy łepek. Wczoraj urodzone... Matka wycieńczona. Eh... stajnia pęka mi w szwach, nie mam innych kucy, nic na ich temat nie wiem, ale jak nie pomogę to padną i na pewno się nie dowiem. Podjęłam decyzję!

     Nazajutrz umówiłam się z Fundacją. Pojechaliśmy po konie. Od razu ustaliłam, że kucątko wykupię prywatnie, a matkę wezmę na odchowanie do czasu, aż źrebię nie będzie jej potrzebować. Potem wróci do fundacji. Gdy dotarliśmy na miejsce nie mogłam się nadziwić, że wszystkie te konie jeszcze żyją, są przyjazne, ufne... Czemu niechciane i pozostawione?

     Kucka weszła baaardzo chętnie do przyczepy wypchanej sianem. Kucątko było bardzo zdezorientowane więc jedyna metoda na małego szkraba jaka nam przyszła do głowy to wziąć ją na ręce. Podziałało i po sekundzie była już u boku mamy.

     Kucyki okazały się cudowne! Bardzo miłe, wychowane i słodkie. Mama przyjęła dzielnie wszystkie serie kroplówek i od pierwszego dnia jej rżenie za jedzeniem, głośnością pokonywało w stajni wszelkie inne dźwięki. Doskonale wpasowały się razem w moje stado matek. Oglądanie zabaw źrebaków z koleżanką o połowę mniejszą były przekomiczne. Nigdy jednak nie zrobiły jej krzywdy, wykorzystując swoje rozmiary. Mała przy zmianie sierści źrebięcej zrobiła nam psikusa i wysiwiała. Nici więc z jej cudownego malowania, ale to nic... Otrzymała imię Minako, czarodziejka z Wenus w jakiejś z bajek – jak wytłumaczyły mi dzieci. Stwierdziłam, że jest to dobre imię. Kucątko czaruje swoim urokiem!

     Przez cały czas byłam bardzo zadowolona z efektów mojego jadłospisu dla nich. Źrebaczek nie zdążył zaznać głodu więc szybciutko stał się słodką „kuleczką”. Matka etapami dochodziła do siebie. Po 6 miesiącach wyglądała jak zdrowy, normalny koń. Widać po niej było oczywiście nieodwracalne ślady wcześniejszego zaniedbania, ale zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by ich życie było jak najlepsze... (Metamorfozę doskonale zaobserwujecie na zdjęciach).

     Przyszedł czas rozstania. Wszystkie konie wyjeżdżały do nowej stajni na zimę. Kucyki w nowych boksach stanęły od razu osobno i znów słychać było jedynie głośne rżenia. Szybko jednak się zaaklimatyzowały. Matka została zasuszona więc odwieźliśmy ją do fundacji, przekazując owies i marchew. Żal było się rozstawać, ale taka kolej rzeczy była ustalona od samego początku. Był to jednak dopiero początek problemów. Fundacja bowiem nie przywitała nas słowem „dziękuję za dobrowolną pomoc” tylko określiła, że koń jest nadal w stanie opłakanym. Stwierdziła, że zapewne dla własnego interesu o źrebaka dbaliśmy, a klacz została pominięta. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać... Oskarżenia były niedorzeczne i bezpodstawne. Zdjęcia pozostawiam do waszej własnej oceny. Sobie nie mam nic do zarzucenia. Czy coś jeszcze mogłam zrobić? Eh... przykro...

     Wnioskuję wobec powyższego, że fundacja „obraziła” w związku z czym trzeba było także uprzykrzyć, życie małemu kucatku. Do tej pory nie dostałam jej paszportu (wykupiłam ją na własną rękę za pomocą fundacji). Mimo, że jej matka miała pełne pochodzenie Holenderskie (Weltevreden's Jacinthe z tytułem Ster) i poprzedni właściciel miał dowód krycia ogierem tamtejszej hodowli. Źróbka miałaby dobrą przyszłość chociażby w hodowli. Aktualnie jest polskim NN... Szkoda? Nie szkoda, bo jest najwspanialszą kosiarką do trawy jaką znam... Ale jeśli jeszcze raz odbiorę telefon od fundacji z pytaniem „czy pomogę” odpowiem, że nie! Zawsze chętnie pomagałam na miarę moich możliwości, ale ta sytuacja sprawiła, że przestałam ufać. Apeluję więc byście bardzo uważali komu oddajecie swoje pieniądze, w co lokujecie uczucia i o co walczycie. Zwróćcie uwagę, czy aby na pewno fundacja, z której bierzecie konia nie oskarży was potem o jego zagłodzenie, nie rozdmucha afery tylko po to by wyciągnąć z kolejnych ludzi pieniądze na jego „ratowanie”. Czy przy okazji, walcząc o swoje, nie zrobi krzywdy kolejnym koniom, bo przecież one są zdrowe i mogą pocierpieć mimo niewinności...

     Przedstawione zdjęcia pokazują postępy kucki i kucątka od dnia przybycia do mojej stajni. Przejrzyjcie, oceńcie i zastanówcie się nad opisaną sytuacją. Czy było warto? Tak! Bo wiem, że dzięki mnie dostały kawałek dobrego życia, że zrobiłam coś dobrego. W zamian otrzymałam urocze wspomnienia, słodkie kucątko na trawie przed domem i dobitną lekcję selekcji ludzkich serc...  

 


pixel